piątek, 27 listopada 2015

Bądźmy wdzięczni GW, że nie zdecydowali się na rezystor czerwony

Fot. Łukasz Giza / AG2006-02-06 źródło
Pisanie przez Komitet Obrony Demokracji o sobie jako społecznej oddolnej inicjatywie jest dość ciekawe, zwłaszcza że mało której społecznej inicjatywie służy swoimi zasobami w trakcie zawiązywania jedna z największych firm medialnych w Polsce, a potem jej społeczne oddolne działania tak chętnie nagłaśnia i afirmuje.

Dziś np. w GW - od 1 do 9 strony jest tylko o PiS. Dobrze, że starczyło miejsca też na pogodę i parę nekrologów.

Komitet Obrony Demokracji to nic innego jak przedsięwzięcie socjomarketingowe AGORA S.A. Jeszcze chwila a pojawią się koszulki, kalendarze i oporniczki w formie breloczka i co tam jeszcze. Choć oczywiście nie o takie bzdety chodzi, a o przetrwanie tego co w Polsce jest w jak największym stopniu. Pisałem o tym nieśmiało już, że PiS to nie zagrożenie dla demokracji, a dla wielkich interesów, robionych przez niewielu ludzi.

I będzie komitet, może nawet centralny i będzie fajnie - demokratycznie. Nikt nikomu ekspresji niezadowolenia w wolnym kraju zabronić nie może, tak jak nitk nie może zabronić popierania czy sympatyzowania z PiS. Nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Tylko mniej założycielskiego kłamstwa (choć każda organizacja ma założycielski mit) i przede wszystkim mniej nienawiści, kłamstw, stygmatyzowania, wyśmiewania i szydery, bo to Polski nie umocni, nawet jeśli będzie miała sześć Trybunałów.

Wiem, że chodzi wam tylko o dobro innych, ale lepiej by było, gdybyście zastawili owo dobro w spokoju i go sobie nie przywłaszczali. 

PS
Gdyby ktoś jednak wątpił, że to Wyborcza pomagała tworzyć KOD, to ciekawostka: to prawda, że Agencja Gazeta sprzedaje zdjęcia zainteresowanym, jednak na stronie AG znaleźć można tylko czerwony opornik, jak na poniższym screenie 
 
 

czwartek, 26 listopada 2015

Paweł Kukiz co do zmiany polskiej Konstytucji ma rację

Paweł Kukiz co do zmiany polskiej Konstytucji ma rację i jest to bynajmniej myśl wywrotowa. Polska Konstytucja jest wywrotowa: z jednej strony władzę daje w ręce Narodu, a z drugiej...


Spójrzcie: skoro np. o kompetencjach sędziów Trybunału Konstytucyjnego, którego rozstrzygnięcia
 są ostateczne, mówi ona tylko to, że powinni "wyróżniać się wiedzą prawniczą" (dlaczego nie jest to moja ciotka?) a z drugiej strony wyjmuje ich spod jakiejkolwiek odpowiedzialności konstytucyjnej (np. przed Trybunałem Stanu) i daje w praktyce immunitet nawet za przestępstwa pospolite...

To o jakiej my demokracji stawiającej w centrum suwerenny Naród my  w istocie mówimy? Mamy dwóch - jak nie więcej suwerenów.


Czy umie ktoś logicznie pogodzić brak szczególnych konstytucyjnych wymagań co do kompetencji sędziów Trybunału, ostateczność jego rozstrzygnięć oraz brak odpowiedzialności sędziów innej niż przed Bogiem i historią? Ja tego nie potrafię, tak jak nie potrafię uznać, że Konstytucją z 1997 roku ustanowiono w Polsce ustrój demokratyczny. Raczej skłaniam się do tego, że pod demokrację podłożono bombę z opóźnionym zapłonem.

P. S.
Czy mi się zdawało, czy to nie przewodniczącego TK widziałem w mediach podczas zakazanej Konstytucją "działalności publicznej nie dającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów"? Tak, to był chyba on, ale w sprawie tego co widziałem rozstrzygnie dopiero Trybunał Konstytucyjny, tak jak umie. A jeśli artykułowanie swojego prywatnego stanowiska w programach publicystycznych nie jest działalnością publiczną, to czym jest?
Prof. Andrzej Rzepliński w "Piaskiem po oczach"

środa, 25 listopada 2015

Wstrzykiwanie antypisowskiego jadu trwa - tym razem za chęć uporządkowania abonamentu i mediów publicznych

Parę moich słów o abonamencie i mediach publicznych. 

Jak wygląda abonament rtv teraz? Abonament formalnie obowiązuje, choć już Tusk lata temu opowiedział się publicznie za tym, aby go nie było - nie zrobił z tym konkretnego NIC.

Abonament płaci go co 7 gospodarstwo domowe. Reszta nie płaci bo: 1) albo ma to gdzieś - a na taką postawę pozwala nieskuteczność ściągania, 2) albo udaje, że nie wie co to telewizor (nigdy go np. nie "zarejestrowała"). Niektórzy z tych, którzy kiedyś przyznali się, że ich gospodarstwa domowe istnieją i że mają w domu TV, dostają wezwania do zapłaty zaległego abonamentu 1500 złotych za 5 lat wstecz - jestem żywym przykładem... Inni siedzą cicho i nie dostają wezwań, nie wiadomo czy dostaną, bo Poczta Polska wyrabia, jak wyrabia. Niewykluczone, że obejmie ich np. jakaś forma abolicji...

Z dwojga złego: jeśli mamy mieć publiczne media (a rozmowa na ten temat z sensem, powinna polegać na odpowiedzi na to właśnie podstawowe pytanie), to osobiście wolę powszechną opłatę rtv, niż to co jest obecnie - czyli nie wiadomo co: chaos, bałagan i nierówności. To nie System uprzywilejowania cwaniactwa.

Jedyne moje dwa warunki oczekiwane do spełnienia:
  • znaczne ograniczenie lub eliminacja reklam z mediów publicznych - nawet chociażby z TVP1, 2 i (koniecznie!) z programu dla dzieci TVP ABC. Wpływy reklamowe powinno być skompensowane: raz, przez wpływy z opłaty audiowizualnej, a dwa, poprzez nastawienie publicznej tv i radia na produkcje jakościowych programów i filmów, do których licencje można sprzedawać innym podmiotom
  • z aptekarską dokładnością przestrzegane standardy równego dostępie do mediów publicznych - media prywatne, niech robią w tej dziedzinie co chcą i kroją swój program pod oczekiwanego widza (lewicowca, pisowca czy nawet "obrońcę demokracji wyciętego z jakiejś gazety")

poniedziałek, 23 listopada 2015

Demokracja - sracja. O co chodzi inspiratorom jej obrońców?

Czy naprawdę ta zażarta walka toczy się o demokrację, prawa obywatelskie, wolność słowa czy Trybunał Konstytucyjny?

Nie sądzę aby o cokolwiek z tego chodziło. Nie chodzi tu nawet o sam PIS, tylko o to co proponuje. Wiele wskazuje na to, że to walka o duże interesy niewielu ludzi, którzy dotychczas mieli się w Polsce znakomicie i całkiem bezkarnie. Tylko zapowiadane uszczelnienie systemu VAT, podatek bankowy i od hipermarketów, to uszczuplenie różnych interesów o ok. 50mld złotych rocznie (z czego większość tonielegalne wpływy z wyłudzeń VAT) - obecnie przecież ktoś te pieniądze "przytula" i nie są to wcale liczne grupy ludzi, a wąska, wpływowa grupka.

I o to toczy się prawdziwa gra: nie o demokrację, czy jakiśtam Trybunał, bo to tylko narzędzia do realizacji celów - tak dotąd było.

Gdyby istotnie inspirującym obronę o takie wartości chodziło, zmobilizowaliby ludzi i  larum podnieśli już dawno - ostatnie lata przyniosły aż nadto okazji.

Czy Polacy dadzą się znów wykiwać? Wydaje mi się, że tym razem już nie - czego sobie i wszystkim życzę.

poniedziałek, 16 listopada 2015

"Nie wszyscy uchodźcy to terroryści" - mówić, aby nic nie powiedzieć, rozwiązywać, aby niczego nie rozwiązać

Nie da się już słuchać tego, że "nie wszyscy uchodźcy to terroryści", bo TO WIEMY! Mało tego: nie wszyscy uchodźcy to uchodźcy - i to większy problem, że ich nie potrafimy rozróżnić. Ale i to jeszcze mało: ktoś przyjeżdżający do Europy jako uchodźca może stać się radykałem, a potem terrorystą - wystarczy połączone niezadowolenie z poziomu świadczonych przez nas usług + skoszarowanie w obozach + zakaz przemieszczania się do innych krajów + inwigilacja służb bezpieczeństwa w celu identyfikacji ekstremizmu + nienawiść do zepsutej europejskiej kultury... Dla człowieka, który wierzy, że cała ziemia jest Allaha, a rozlew krwi tylko środkiem do celu, wiele nie potrzeba...

Zakładając nawet najpozytywniejszy scenariusz, pytanie: czy będziemy w stanie jako państwa zadbać o nich i zadowolić ich tak, jakby oni tego chcieli - czy wiemy tak w ogóle czego oni naprawdę chcą, bo nikt mnie nie przekona, że zadowoli ich odzienie, strawa i jakiś dach nad głową. Czy będziemy w stanie jako społeczeństwa pomóc im asymilować się - a przecież asymilacja to dwustronny proces - brnąc w krwi ofiar ich bliższych albo dalszych ziomków? Czy obecna zlaicyzowana Europa i jej wartości, z których wielu jest tak dumnych, może być źródłem, z którego będziemy czerpać taką siłę?
Nie ma mowy! Prawdziwa siła europejskiego ducha została już dawno i metodycznie sponiewierana!

Tak trudno to zrozumieć, że kluczowa jest wobec piątkowych wydarzeń w Paryżu, nie tyle kwestia PRZYJĘCIA czy NIE PRZYJĘCIA imigrantów, ale kwestia zadowolenia przybyszów w przyszłości. Chyba trudno to zrozumieć, bo nikt o tym poważnie nie mówi, uważając, że technokratyczne algorytmy Junckera rozwiążą sprawę, podczas gdy to dopiero sprawy początek.

sobota, 14 listopada 2015

Może jednak zaczniemy wreszcie patrzeć na europejskie owoce?

 Nie będę pisał, że jestem wstrząśnięty i poruszony tragedią w Paryżu, choć jestem. To byłyby tylko słowa i to nie oddające w pełni tego co czuję i myślę o tym.


Pisałem jakiś czas temu, że narracja zmieni się po tym, jak zginą z rąk islamskich terrorystów pierwsi niewinni Europejczycy. Spodziewałem się jednak wezwania do przebaczenia i o miłosierdzie dla sprawców, ale wszyscy zamachowcy szczęśliwie zginęli - oprócz jednego 50-latka, niedoszłego zamachowca, który wiózł broń. Gdyby nie zginęli Europa mogłaby się znów popisać swoim humanitaryzmem i szacunkiem do ludzkiego życia - jak w przypadku Breivika, który nawet w więzieniu jest terrorystą. Bo wspaniała Europa szanuje każde życie, które za godne szacunku uznaje i każdą religię szanuje prawie tak samo - zwłaszcza mniejszościową, tak więc na pewno prześladowaną i uciskaną.

Zmianę narracji jednak mamy. Mówi ona, że nie należy łączyć terroryzmu z falą islamskiej imigracji, gdyż ci ludzie uciekają ze swoich krajów do Europy właśnie przed terroryzmem.

Bardzo ładne i składne, prawda?

Tylko do cholery, jak wytłumaczyć komuś kto nie ogląda za bardzo telewizji, a trochę wie z wielu różnych źródeł, że skoro się tak boją terroryzmu, to: a) skąd ci ludzie z biednego kraju biorą po kilka tysięcy dolarów na miejsce na pontonie; b) dlaczego najbardziej przestraszeni okazują się być dorośli mężczyźni, których wśród uchodźców jest 70%? Dlaczego to nie ich siostry, żony, matki czy babcie w większości płyną do nas po schronienie?

Tymczasem, co 5 minut na świecie ginie jeden chrześcijanin - i tak jest już od lat. Znacie może europejskiego dygnitarza, który wezwałby w ostatnich latach chrześcijan z całego świata do szukania schronienia właśnie w Europie i zrobił sobie z takim selfie? Nie znacie? Nic dziwnego - europejska solidarność i tolerancja wyróżniania w taki sposób chrześcijan zabrania - nawet takich, którzy giną właśnie dlatego, że nimi są. 

Dopóki Europejczycy nie zmądrzeją - dopóki nie przepędzą rządzącej formalnie tym kontynentem hołoty, dopóki będą wierzyć w medialną paplaninę, że tak samo terrorystką może zostać ciężarna rodowita Szwedka, jak i młody Irakijczyk biegły w Koranie - dopóty Europa będzie się staczać ku dnu.

piątek, 13 listopada 2015

500 złotych na drugie dziecko, niezależnie od dochodu rodziny, to dobry prorozwojowy pomysł

500 złotych od drugiego dziecka w rodzinie to pierwszy od lat pomysł polityków, o którym ludzie rozmawiają z uśmiechem. Pierwszy od lat!

To dobry pomysł, choć nie idealny - i wcale nie, abym był socjalny.
  1. Polska jest w ogonie demografii na ŚWIECIE - tak na ŚWIECIE. Według zachodnich demografów poziom dzietności 1,3 jest już i tak taki, że daną populację trudno jest odnowić przez za (ten krytyczny poziom to 1,8)
  2. Taką bezpośrednią pomoc rodzinom stosuje 20 krajów europejskich o różnej zamożności.
  3. Nie jest prawdą, że budżetu na to nie stać - chyba, że z perspektywy prostego księgowego... 40-50% tych pieniędzy i tak do budżetu wróci: w formie PIT, VAT i innych danin. Po drodze jednak pieniądze te "przemieli" gospodarka, co dodatkowo i znacznie ją zastymuluje.
  4. Nie ma sensu uzależniać wsparcia w formie tych 500 złotych od poziomu dochodów z jednego prostego powodu: system musi być prosty i tani w obsłudze. Weryfikacja oświadczeń o dochodach milionów rodzin przez tysiące urzędników, tylko po to, aby odsiać kilka / kilkanaście procent zamożnych, kompletnie mija się z celem. Jak znam dotychczasową praktykę, każdy tego typu projekt obrósł by za chwilę w armię urzędników i dziesiątku druków, a po co? Czy walczymy o rozwój administracji czy o więcej młodych Polaków i Poleczek?
Realizacja - oby tania, a przez to efektywna - tego pomysłu, byłaby klęską Januszów ekonomii, którzy przez lata w dowodzili w swym mniemaniu, że to bezcelowe, że nie potrzeba, że się nie da. Byłaby też końcem działań albo żenujących ze względu na nikłość pomocy i pronatalistycznego wpływu, albo dotyczących nielicznych rodzin - jak na przykład "karty dużych rodzin", obejmujące w najlepszym przypadku 10-15% dzieci. Nikt do dziś sensownie nie wytłumaczył dlaczego skupiamy się na rodzinach 3+, skoro celem jest zwiększenie dzietności z 1,3 do 1,8-2 - czyli zachęcenia bezdzietnych, lub posiadających jedno dziecko, do kolejnego potomstwa.

Ważne jest jednak coś więcej, bo sam pomysł nie jest idealny. Powinna go uzupełnić reforma ZUS poprzez wprowadzenie emerytury obywatelskiej - każdy płaci takie same składki i dostaje taką samą emeryturę, niezależnie od tego ile zarabiał. Kolejny krok, to danie każdemu pracującemu wyboru: czy chcesz zostać w starym systemie, czy przejść do nowego - czyli już dziś zarabiać za swoją pracę więcej. A wszystko to można sensownie i spójnie finansowo zrobić w przejściowej perspektywie czasowej. Główny problem Polski rzutujący tak na jej gospodarkę i pośrednio na demografię, to to, że praca jest obecnie najwyżej opodatkowanym zasobem - wyżej niż kapitał i ziemia. To niedorzeczne. To też zupełnie nieprorozwojowe.

Szykuje się wreszcie rząd, który mam nadzieję będzie więcej rzeczywiście robił rzeczy istotnych, a mniej walił w dawno popsuty bęben.