To co poza czysto naukowymi wątpliwościami podnoszonymi przez coraz liczniejszych ekspertów, każe zastanowić się nad prawdziwością teorii o antropogenicznym charakterze globalnego ocieplenia, którą to wylansowali głównie naukowcy i wiceprezydenci z USA, jest zachowanie właśnie tychże.
Skoro prawdą jest ta teoria i niezbite są dowody, które winny budzić przerażenie:
1. Dlaczego same USA nie przystąpiły do protokołu Kioto, jak zresztą wiele innych państw rozwiniętych, które odpowiadają aż za ok. 75% globalnej emisji CO2 do atmosfery?
W 2015 być może dołączą Chiny, jako największa gospodarka, ale dopóki to się nie stało, pozostaje tylko w sferze zapowiedzi.
2. Dlaczego te same USA stawiają obecnie na gaz łupkowy, którego cena wciąż spada, odwrotnie proporcjonalnie do jego wydobycia, podczas gdy liczne farmy wiatrowe, zbudowane kosztem miliardów dolarów, zjada rdza?
Czy globalne ocieplenie nie jest to oby teoria, której naukowe uprawiedliwianie podtrzymywane jest przez mnogość różnych badań, szczodrze finansowanych przez rządy i zarządy zainteresowanych tym czysto ekonomicznie krajów i korporacji.
Mam wątpliwości, szczególnie duże, kiedy zwolennik teorii globalnego ocieplenia, czlowiek zdaje się obeznany z tematem, prosi abym uzasadnił związek między ilością promieniowania słonecznego docierającego do Ziemi, czy albedo naszej planety, a temperaturą...
Wpływu człowieka i naszej cywilizacji na środowisko kwestionować nie zamierzam. Niestety jesteśmy bardziej jako gospodarze destruktorami niż budowniczymi. Balans został już dawno zachwiany, jednak nie przez gospodarkę Mongolii, Somalii, czy Pakistanu, ale właśnie przez tych którzy najgłośniej wzywają teraz wszystkich do ratowania tego, do zniszczenia czego się przyczynili najbardziej. Wzywają potrząsając badaniami naukowymi, które niezbicie dowodzą tylko tego, że autor nie jest analfabetą i każą wierzyć, że to troska o środowisko - nic więcej, pochłonęła dwa lata jego pracy i tyleż samo milionów dolarów.
Bardzo lubię naukę i z podziwem odnoszę się do tych, którzy mówią: nie wiem wszystkiego, muszę to zbadać. Znaleźć potwierdzenie lub zaprzeczenie swoich przypuszczeń. Utylitaryzm jednak nigdy ani nauce ani w ogóle myśli człowieka nie służył.
Wracając do ekologii. Czy takim samym "proekologicznym" działaniem jest obecnie nachalne promowanie przez USA GMO, wszelkimi możliwymi kanałami, gdy coraz więcej badań w sposób nie do podważenia mówi o szkodliwości, lub co najmiej każe sprawę gruntownie zbadać, zachowując póki co ostrożność. Ostrożność jak widać multimiliardowemu biznesowi nie przeszkadza, tak jak swego czasu kompaniom tytoniowym wiedza o szkodliwości palenia nie przeszkadzała przez dziesiątki lat.
Błędne teorie, tworzące błędne fundamenty do błędnych i szkodliwych dla wielu decyzji, kwestionować trzeba.