poniedziałek, 9 marca 2015

Bóg nie umarł!

Czytam przypadkowo znalezioną recenzję filmu "Bóg nie umarł" i widzę podstawowe zarzuty: "film nie stanowi zachęty do dyskusji", "film jest skrajnie tendencyjny"...

Czy powinien to być film wyważony, a jeśli tak, to wyważony jak co - jak ateizm? Powinien mówić: "Bóg jest albo nie - można sobie wybrać co komu potrzeba"? Każdy kto myśli, cokolwiek myśli, ma rację? - to bardzo "równościowe", ale czy logiczne? I wreszcie, taki zarzut, to tak jakby powiedzieć, że w wierze dysputy między ludźmi, to był klucz.

A film, którego jeszcze zresztą sam nie widziałem, sprowadza się do jednego dowodu nie wprost: skoro Boga nie ma, dlaczego wielu żyje tak, jakby Go nienawidziło, postępując dokładnie wbrew temu co się Jemu podoba (co wywnioskować można np. z kart Biblii)? Czy można nienawidzić i zwalczać kogoś w kogo istnienie się tak głęboko nie wierzy? 

Dlaczego tak wiele w MOIM osobistym życiu, stosunku do ludzi, w rodzinie, w pracy, w walce ze sprawami finansowymi... w każdym niemal aspekcie życia, próbuje - i czasem skutecznie - mnie od Niego odciągnąć? Dlaczego wierzyć w Boga we współczesnym świecie jest - patrząc z perspektywy obserwatora - trudniej, niż nie wierzyć?

Film jest dla zapewne dla ateizmu i skupionego na człowieku, humanizmu niebezpieczny: może prowokować widza do dialogu z samym sobą, do konfrontacji zdrowego rozsądku z tym co się wokół na świecie, ale i w swoim życiu widzi - z prostymi, fundamentalnymi obserwacjami na ten temat.

A taka wewnętrzna dyskusja, prowadząca do zapytania wprost: "Boże, jeśli jesteś, daj mi proszę jakiś znak..." niejednego człowieka już do doświadczenia takiego znaku i do wiary w Boga doprowadziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz