poniedziałek, 5 stycznia 2015

Bez zniesienia ustawowego monopolu NFZ poprawy nie będzie - niezależnie od wysokości składki zdrowotnej

Sxc.hu
Największy śmiech budzi to, że cały czas i przy każdej rewolucji w systemie ochrony zdrowia oficjalnie się nam mówi, że mamy system ochrony zdrowia, w którym "pieniądze podążają za pacjentem", podczas gdy różne LIMITY, czy ostatnia sytuacja wokół lekarzy POZ mówią dokładnie co innego, czyli że można się leczyć tyle razy, na ile sytuacja państwa pozwoli i tam, gdzie Państwo podpisało stosowny kontrakt. 

Czytałem ostatnio ciekawy artykuł o tym, że naukowcy doszli do wniosku, ze występowanie wielu chorób (w tym nowotworowych), ma jednak charakter losowy. Są oczywiście czynniki sprzyjające (palenie, picie, złe nawyki żywieniowe itp.), ale generalnie w większości przypadków chorych trudno znaleźć jednoznaczny związek z czymkolwiek z ich przeszłości.

Co z tego wynika dla powyższej sprawy? A no to, że skoro chorowanie jest jednak w dużym stopniu losowe, fundamentem finansowania leczenia powinno być ubezpieczenie. I tak teoretycznie mamy obecnie, przy czym ubezpieczyciel miernie wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Odpowiedź na to dlaczego tak jest, jest dość prosta: NFZ jest bowiem ustawowym monopolistą.  W dodatku bodaj drugą co do wielkości zarządzanych środków publicznych instytucją w Polsce.

Czy nie powinno nam to czegoś jednak nasuwać? Czy równie marnie nie wyglądałoby działanie ubezpieczyciela OC samochodu, gdyby w Polsce była jedna, w dodatku państwowa firma? Wystarczy sięgnąć kilkanaście lat wstecz. Dziś nikt nie kwestionuje tego, że to nie geniusz żadnego ministra, a konkurencja posłużyła kierowcom: spadły składki, powiększył się pakiet dodatkowych usług, wypłaty odszkodowań są błyskawiczne (choć oczywiście nie zawsze są powody do zadowolenia ze wszystkiego). Jest jednak lepiej: kierowca jest klientem a nie petentem - bez dwóch zdań!

Dlaczego, jak w samochodowym OC, gdzie nie ma przymusu ubezpieczania się w konkretnej firmie, a tylko  sam obowiązek ubezpieczenia, tak w ochronie zdrowia nie znieść przymusu korzystania z usług wątpliwej renomy NFZ? Tymczasem wczoraj usłyszałem o zupełnie innym pomyśle rozwiązania problemów polskiej służby zdrowia: trzeba podnieść składkę zdrowotną, bo NFZ ma za mało. Doprawdy? Można dać wiarę bzdurze, że dofinansowanie monopolisty zmieni coś na lepsze, a nie odwrotnie? Śmieszy i straszy mnie to tak samo, jak fakt, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zajął się sprawą lekarzy, którzy odmówili podpisania umów z monopolem NFZ... Podniesienie składki zdrowotnej bez zmiany fundamentalnej zasady działania systemu, to tylko sposób na to, jak nas bardziej, ale nie uszczęśliwić, lecz okraść. 

Dopiero konkurencja w ubezpieczeniu zdrowotnym może coś zmienić na lepsze - skutki monopolu są jak widzimy opłakane i będą tym bardziej opłakane im więcej środków będzie w jego dyspozycji. Dziwię się, że można głosić coś przeciwnego.

Na koniec jeszcze jedna myśl, dla tych zdrowych, którzy  nie do końca wierzą, że sytuacja w polskiej służbie jest opłakana i to od dekad i że to opłakanie ma charakter niemalże programowy. Gdyby sytuacja w polskiej służbie zdrowia nie była opłakana, filarem tego systemu, lub co najmniej  jego głównym dobrodziejem, nie uznawano by ... WOŚP. WOŚP, które zbiera 50-60 milionów rocznie, naprzeciw 60 MILIARDOM składek zdrowotnych, którymi wszyscy Polacy pokornie rocznie zasilają do NFZ. Może WOŚP, pomimo wielu kontrowersji, ze swoim ok. 1/1000 wkładem do systemu zdrowia znaczą zatem więcej niż "NFZ-owskie państwowe" 999/1000?