poniedziałek, 6 maja 2013

Jestem za JOW!

Czy nie gorsze niż obecnie funkcjonowanie demokracji, ale bez partii politycznych jest możliwe? Czy nie żyjemy czasem w świecie utartego konwenansu, że demokracja musi być „taka to a taka” a wszystko, co choćby różni się o jotę od  s t a n d a r d u, to już nie demokracja? Kto niby te standardy wytycza i jaki kraj może poszczycić się mianem WZORCA? Jaki niezbędny element wnoszą partie polityczne do demokracji: rękojmię stałości, program, to że jest na kogo / na co głosować?

Moim zdaniem istotą są nie partie a sami ludzie. To jakie wyznają wartości, na ile ważna jest dla nich prawda (istnieje wbrew trudnościom w dotarciu do niej coś takiego jak prawda!) jakim sami są świadectwem, czy wykazali się już posiadaniem części ciała zwanej kręgosłupem czy nie. I nawet już pomińmy erudycję czy intelekt, bo trudno oczekiwać np. każdego krawca, ślusarza, zbrojarza-betoniarza czy bezrobotnego muzyka aby bezgranicznie zaufał w swych decyzjach profesorowi ekonomii. Każdy ma prawo do wyboru reprezentanta, który jego zdaniem będzie go zastępował najlepiej w realizacji jego oczekiwań. Każdy ma jednak przede wszystkim prawo wiedzieć kogo konkretnie wybrał i czego się może OD TEGO KONKRETNEGO CZŁOWIEKA spodziewać.

Same partie moim zdaniem zaciemniają tylko obraz, wprowadzają dodatkowy szum informacyjny, rozmywają odpowiedzialność, są pożywką do podziałów – podziałów często w sprawie niczego ważnego, powodują że jednych postrzegamy lepszymi a innych gorszymi niż sa w istocie. Często nawet ich w ogóle nie postrzegamy, bo uważamy, że skoro ktoś jest / nie jest w partii X, to samo już jest rękojmią jakiejś cechy. Ponadto partie kosztują nas wszystkich i to nie mało. A co dają? Co od nich otrzymujemy – wyjmując codzienny show i walkę o nasze sumienia i pieniądze? Partie są także niestety osłoną dla zwykłego nieudacznictwa czy niegodziwości wielu ludzi – i pozostawiam to bez przykładu…

Mogę sobie wyobrazić model demokracji i „sprawowania władzy przez Naród przez przedstawicieli” bez udziału partii politycznych.  W obecnym kształcie partie nie służą demokracji, także dlatego,  że same nie są demokratyczne – pomimo próby tworzenia takich pozorów. Nie są rekojmią realizacji programów czy obietnic, co pokazuje chociażby obecnie rządząca PO, starająca się wszelkie zaniechania czy niepowodzenia zrzucić a to na poprzedników, a to na europejską czy światową koniunkturę, której trendy przewidywane są przez analityków i głoszone przez co odważniejszych ekonomistów od lat.
Przykład: To system partyjny sprawia, że nieważne co się mówi i czy to prawda czy nie, ważne że się mówi i dowala
przeciwnikom politycznym, mniej czy bardziej dającym się zidentyfikować. To oni, nie my. Czy to PO czy to PiS - retoryka "my lepiej" i ciągłe odpychanie rzeczywistej odpowiedzialności, strasznie mnie mierzi.
Partie zabijają indywidualność ludzi, a na gwiazdy kreują wybranych, odpowiadających partyjnej linii bądź bieżącym celom taktycznym i posiadających "predyspozycje medialne". Oczywiście to ich prawo, ale prawem ludzi jest to oceniać.

Partie zabijają indywidualność. Poseł to brzmi dumnie dla nielicznych.
Patrzę też na to jak w Polsce i na świecie stanowi się prawo – a prawa stanowi się przecież przeróżne, dotykające każdej dziedziny życia: od spraw międzynarodowych, po takie, jak rodzic ma prawo wychowywać swoje dzieci i czy ma wpływ na wszczepiane jemu idee. Integralną rolę w stanowieniu prawa odgrywają przeróżne lobby. Gdy przychodzi do głosowania – często decyduje dyscyplina partyjna. Zakładając, że nie każdy lobbysta reprezentuje wyważony interes wspólnoty, a swój własny, zastanawiam się czy łatwiej zjednać sobie dla osiągnięcia partykularnej korzyści (np. biznesowej) kilku liderów jakiejś partii czy 240 jej członków zasiadających indywidualnie w Parlamencie? System w którym Parlamentarzystów, zgodnie z Konstytucją nie wiążą instrukcje wyborców, a maja wiązać instrukcje partyjnych liderów, skoro liderzy nie pochodzą z powszechnego wyboru - jest demokratyczną atrapą.

Czy ukrócenie partyjniactwa stanowi panaceum na wszystkie bolączki? 

Istotą demokracji, jednym z jej filarów – i nie ja to wymyśliłem, jest DEMOKRATYCZNA KONTROLA poczynań władzy a nie sam akt wyborczy, staranne przeliczenie głosów oraz podział mandatów zgodnie z przyjętą metodologią. I rozbudowa wreszcie w Polsce tego elementu, chociażby wzorując się na krajach skandynawskich, przyniesie więcej niż jakakolwiek hipotetyczna rewolucja. Ale demokratyczna kontrola nie ma sensu, bez  jasnego określenia i przypisania odpowiedzialności – przypisania do człowieka, a nie sztucznego instytucjonalnego tworu. O tym co uważam za skuteczną demokratyczną kontrolę, napiszę niebawem.

Popieram ideę JOW, mimo wielu wątpliwości i mając świadomość, że bardziej można mówić o procesie zmiany niż o radykalnej zmianie. Uważam, że wprowadzenie JOW może wnieść wiele dobrego w skostniały wzorzec zaimportowany z innych państw, ukrócić wiele, choć na pewno nie wszystkie, patologii. Im bardziej, powszechniej i niemal jednomyślnie się „klasa polityczna” przed tym broni – zapewne widząc  d ł u g o o k r e s o w e  zagrożenie dla stabilności rozdania – tym bardziej jestem przekonany, że trzeba pierwszy krok w tym kierunku postawić jak najszybciej. Jak go postawić w zgodzie z duchem demokratycznegopaństwaprawa? Przez referendum nad konkretnymi zmianami, a nie samą ideą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz