pic.twitter.com/IUcFSZz0MP
— John Abraham Godson (@johngodson) czerwiec 25, 2014
Czy to oficjalne stanowisko ruchu "Polska dla Jezusa" i KBwCh, czy tylko próba udowodnienia ludzką siłą, że Premier Donald Tusk jest wyprorokowanym "człowiekiem o sercu Dawida"?Porównywanie próby ukamienowania nierządnicy (zgodnej zresztą z ówczesnym surowym prawem danym przez Boga) z próbą pozbawienia urzędu Premiera w demokratyczny (zgodny z dzisiejszym prawem) sposób, na podstawie solidnych przesłanek do stwierdzenia nieprawości jego otoczenia, to nadużycie. Jakkolwiek dobrze może świadczyć o samym Godsonie, nie przybliża to wcale natury Boga ludziom Jego jeszcze nie znającym. Wystawia Go raczej na szyderstwo.
Jezus, każdemu kto chciał za nim pójść stawiał jakieś, ludzką miarą trudne do spełnienia, warunki: zostaw swoje sieci, sprzedaj wszystko co posiadasz, odwróć się od swoich grzechów, umrzyj dla mnie (chodzi o śmierć starego grzesznego życia). Tak samo było w historii tej nierządnicy. Jakie warunki stawia Godson? "Po prostu bądź Premierem, bo cię kocham"? Czy bycie Premierem i prowadzenie 37 milionowego kraju jest naprawdę niezbędne dla osobistego zbawiania Donalda Tuska? Moim zdaniem, taka postawa wybaczenia, bez skruchy i bez warunku, bez pokazania drogi, utwierdza go raczej w tym, że czyni może wprawdzie nie najlepiej - jak powie wielu: "tak jak jemu okoliczności pozwalają", ale też nie do końca źle. Dalekie to jest od biblijnego "tak-tak, nie-nie".
Mam też niestety podejrzenia co do nieczystych intencji "bożych pochlebców" Donalda Tuska - którzy są tylko ludźmi, mogą się mylić, mogą ulegać strachowi, pokusom, ambicjom osobistym, czy po prostu mamonie. Nikt taki, w pełni na to zaimpregnowany, z wyjątkiem Jezusa, się jeszcze na ziemi nie narodził. A co mówią owoce o dziele Donalda Tuska? A gdzie jego mądrzy liczni doradcy, których boża władza jest siłą według Salomona? Czy to ci doradcy, których słyszymy na taśmach, mało, że źle dobrani, to jeszcze nietykalni?
Granica między miłosierdziem a bałwochwalstwem, kultem człowieka a słuchaniem Boga jest cienka. Granica między oddaniem Bogu a poddaniem każdemu postawionemu wyżej człowiekowi, bez rozsądzania (tak! rozsądzania!) komu to on podlega, jest bardzo ważna do uchwycenia. Mamy wszak słuchać bardziej Boga, niż ludzi - wyjątków od tej zasady nie ma.
Taki błąd pochlebiania i bezkrytyczności protestanci już uczynili, nie sprzeciwiając się władzy dyktatora, a troszcząc się o dobrostan swój i "swojego" kościoła. Dyktatora, którego urojenia kosztowały życie dziesiątek milionów ludzi, sprowadziły Holokaust i inne okrucieństwa. Co mają do tego protestanci? Sporo! To oni, choć podzieleni, w większości legitymizowali tego dyktatora, kreując na "dar Boga":
Kościół w Niemczech był ściśle powiązany z osobą monarchy gdyż to właśnie on był głową kościoła. Toteż zniesienie monarchii w 1918 zadało protestantyzmowi głęboki i trudny do uleczenia cios. Od tego momentu na czele poszczególnych organizacji kościelnych stanęli wybieralni wyżsi duchowni. Podczas trwania Republiki Weimarskiej nie doszło do zjednoczenia kościołów protestanckich.Przeprowadził to dopiero Hitler. Powołał on do życia funkcje tzw. Reichbischofa,czyli biskupa Rzeszy. Miało to miejsce w roku 1933. Pierwszym biskupem rzeszy został mianowany Ludwig Muller. Z biegiem czasu zaczęto myśleć nad przejęciem większej kontroli nad Kościołem. Przejawem tego działania było powołanie do życia w roku 1935, a dokładniej 16 lipca tego roku Ministerstwa Spraw Kościelnych. Na czele nowopowstałej komórki stanął Hans Kerrl. Odgórne działania nie mogły jednak scalić prądów protestantyzmu. Efektem tego było powstanie dwóch głównych nurtów wiary protestanckiej. Jeden obóz zrzeszał zwolenników hitleryzmu wśród działaczy protestanckich. Nazwali się oni "chrześcijanami niemieckimi". Odrzucali oni "żydowski" Stary Testament oraz "zniekształcenie heroicznej nauki Chrystusa" przez "Żyda", apostoła Pawła, twierdzili że narodem wybranym przez Boga są Niemcy i że najwspanialszym darem Bożym jest osoba Adolfa Hitlera. Natomiast koła opozycyjne, były przeciwne areligijnemu charakterowi hitleryzmu. Opozycja tworzyła tzw. "Kościół wyznający", którego główną postacią był Martin Niemoller. Jednak tak naprawdę opozycja ta nie miała żadnego wpływu na wydarzenia gdyż była zbyt nieliczna.Bardzo ciekawe są także fakty historyczne dotyczące Kościoła Katolickiego w III Rzeszy i to jak wykorzystano go do umacniania jej prestiżu oraz jak bierny pozostał on wobec imperialnych zapędów dyktatora. Katolicyzm był jednak w III Rzeszy wyznaniem mniejszościowym. W innym opracowaniu na temat tego okresu czytamy:
- - źródło
W okresie międzywojennym około 2/3 Niemców stanowili protestanci, a niemal całą resztę katolicy. Mniejszości innych wyznań nie przekraczały pięciu procent. Jawny ateizm ograniczał się do wąskiej elity intelektualnej i zagorzałych socjalistów. W przeprowadzonym w 1939 r. spisie ludności zaledwie 1,5 proc. Niemców określiło się jako niewierzący, co znaczy, że albo niewielu nazistów i członków NSDAP było ateistami, albo bali się oni do tego przyznać przed popierającym religijność reżimem.W tym samym tekście (zachęcam do lektury całości) dalej czytamy:
- - źródło
Ponieważ partia nazistowska traktowała religię jako narzędzie pomocnicze, jej przywódcy unikali jednoznacznych wypowiedzi na jej temat. Hitler dostosowywał treść swoich wypowiedzi do okoliczności i adresatów. Jego wypowiedzi i opinie w kwestii religii nierzadko były wzajemnie sprzeczne. Podczas wystąpień publicznych nigdy nie ujawniał swoich prawdziwych poglądów. Jego celem było porwanie obecnych i poszerzenie grona oddanych zwolenników. (...)Wiem, że zaraz pojawi się zarzut, że Donald Tusk i Hitler występują obok siebie oraz że to skandal, manipulacja i mowa nienawiści. Mówcie co chcecie, skoro już chcecie, ale tylko głupiec nie zobaczy, że chodzi po prostu o bardzo podobny mechanizm zwodzenia: namaszczanie człowieka na bożego pomazańca oraz bierność, pod pozorem uległości lub wiedziona strachem.
Chrześcijańscy autorzy, którzy chcą wykazać ateizm Hitlera, cytując jego wypowiedzi, często nie dość dbają o historyczną rzetelność. Zdają się nie dostrzegać, że religijni notable tamtych czasów w większości określali Hitlera jako dobrego katolika i chrześcijanina. (...)
Takie i podobne postawy "tolerancji" wobec przywódców państwowych i pasterzy sprzeniewierzających się celowi dla jakiego otrzymali AUTORYTET WŁADZY i wiodących ludzi na zatracenie, bezgranicznego ufania im i przebaczania ich nieprawości, nie przybliża ludziom Boga, który jest Bogiem nie tylko miłości, ale i Sprawiedliwości i Porządku. Boga, który jest tak samo barankiem jak i lwem. Tego samego Boga, z którego Słowa wiemy, że państwa umacnia się sprawiedliwością.
Słowa Godsona moim zdaniem są też dalekie od oddawania prawdziwego obrazu Jezusa, który ludzi błądzących przytulał i pocieszał, ale tych z premedytacją wykorzystujących świątynię do hołdowania zupełnie innemu duchowi, z niej po prostu przepędził, a znających Słowo Boże na wyrywki, lecz żyjących zupełnie inaczej, nazwał "plemieniem żmijowym" i "pobielanymi grobami"! Mowa nienawiści?
Takie postawy - bałwochwalcze, zorientowane na człowieka i próbujące ledwie odgadnąć wolę Bożą poprzez nierzadko fałszywe, a często po prostu fundamentalnie niezweryfikowane ze Słowem proroctwa (a to są przecież podstawy!!!), przygotowują "i tych wybranych" na przyjście, ale nie Jezusa a Antychrysta - z jego "chwalą", majestatem, wielkimi znakami i cudami. Tego, który pod postacią anioła światłości się pojawi i zwiedzie wielu!
Nie chcę i nie będę w tym dłużej uczestniczył ani udawał, że jest mi z tym komfortowo. Nie uważam aby moja żona i dzieci były bezpieczne w oddawaniu czci jakiemukolwiek człowiekowi nie zważając na to co mówi Bóg. Od pasterzy oczekuję wreszcie jasnej deklaracji - a nie lawiranctwa i kluczenia oraz szafowania cytatami biblijnymi, w tych fundamentalnych, tak dla kościoła, jak i dla narodu polskiego sprawach. Tak, dla narodu polskiego! - który Bóg osądzi, bo będzie sędzią także całych narodów. Oczekuję prezentowania w równym stopniu tego co Biblia mówi o rządzonych, ale i rządzących i bożych standardach ich władzy. Bo do tego także powołany jest kościół.
Inne podejście - to zwodnicze i beztroskie, które widzę, jest negowaniem tego, że Zły także ma władzę i moc w tym świecie. Podejście to zniechęca wielu wierzących, wpycha w marazm i wystawia na zatracenie.Niewierzącym - wcale nie pokazuje Boga bardziej niż hollywodzki film o Brusie Wszechmogącym!
Jeśli się zastanawiamy dlaczego ta czy inna wspólnota jest dziś w kryzysie, zastanówmy się, czy przypadkiem nie jest budowana na czymś co jest wprawdzie twarde jak skała, ale SKAŁĄ wcale nie jest. Świetnie jej właściwości po prostu imituje.
Z pozdrowieniami dla wszystkich tak samo kochających Go jak i mających Jego bojaźń!
P.S.
Nie napisał powyższego "wirus", napisał człowiek, równie cenny w oczach Boga jak sam Donald Tusk...
Dodano później:
W związku z tym, że bardzo szybko nastąpiły różne reakcje na ten tekst, mam prośbę do wszystkich oceniających chętnie mnie, a niechętnie badających jak się rzeczy mają:Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, że źle, a jeśli dobrze, czemu mnie bijesz?Zachęcam również do przeczytania innego wpisu na ten temat:
- Jak to jest z tym posłuszeństwem wobec władzy http://wponiedzialek.blogspot.com/2014/07/jak-to-jest-z-tym-posuszenstwem-wobec.html
Myśli i argumenty zawarte w tym tekście, sa świetne. Tekst bardzo mi sie podoba.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jednak, jak dotrzeć z nimi do naszego pastora, czy liderów PDJ?
Może gdyby zastosować pewną socjotechnikę i przeredagować tekst na taki bardziej "w duchu łagodności" (list. Galacjan chyba 6 rozdz.) Dla nich ważniejasza jest forma, od treści. I moim zdaniem jest to głupie, ale... Prowadzę szkolenia bhp dla różnych grup zawodowych. I podając te same przykłady używam innych słów, by lepiej dotrzeć do odbiorów. Na zasadzie przemawiam ich językiem, taki jaki zrozumieją. Do jednych mówię: kierowca poszedł do lasu siku, a do innych mówię: kierowca poszedł do lasu za potrzebą. Sprawdziłem to, że powiedzenie słowa siku w środowisku wójtów, czy prezesów jest źle odbierane, i podobnie powiedzenie budowlńcom: za potrzebą, jest też źle odbierane.
Jakiś pracodawca mi wspomniał, że jak zwróci uwagę: słuchaj, popraw to, to słowa te zostają echem, a jak powie: kurwa! co to ma być? To pracownicy natychmiast wnoszą poprawki.
Wiem, że doskonale rozumiesz, co powyżej chciałem powiedzieć. I nie potrzebnie się rozpisałem.
Może drobna korekta teksu na bardziej "pokorny" (inaczej - leum poleum) sprawi, że przekaz dotrze do odbiorcy? A o to przecież chodzi?
Świetny tekst :-)
OdpowiedzUsuńDobry tekst! :)
OdpowiedzUsuń